Nadzieja jest jak długo wyczekiwana pierwsza gwiazda na niebie i chociaż później rozmywa się w ciągu dnia, jej blask jeszcze długo ogrzewa nasze serca

niedziela, 19 kwietnia 2020

Anzai - CD. Historii Asche

Było mi głupio i niezręcznie. Gdy samica zniknęła z mojego pola widzenia, powróciłem do samotnego zwiedzania. W chwili moją uwagę przykuło coś dziwnego. Zatrzymałem się, wytężyłem lekko wzrok, nieświadomi wydałem z siebie gardlany warkot. Powoli zbliżyłem się do tego czegoś, pachniało bardzo dziwnie. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. Chwyciłem przedmiot w zęby, zacząłem gryźć i szarpać. Ponownie obwąchałem go i wtedy moje oczy zakręciły się, aktywując zdolność. Moja sierść najeżyła się, zapach nie dawał mi spokoju, pobiegłem więc za tropem. Wtedy usłyszałem głośny płacz. Stanąłem. Skierowałem wzrok prosto w zarośla, powoli zbliżyłem się i rozchyliłem gałęzie. Zawinięte w białą szmatkę, ruszające się, ryczące coś. Ostrożnie powąchałem. Kosmita złapał mnie za nos jedną kończyną a drugą za sierść, ale przestał wydawać z siebie irytujący dźwięk. Odskoczyłem jak poparzony, jednak po chwili ciekawość ponownie wzięła górę i zacząłem znowu dokładnie obwąchiwać stworzenie.
Odruchowo oblizałem się i pociekła mi ślinka. To coś zaczęło wydawać z siebie jeszcze dziwniejszy dźwięk, jakby śmiech. Nie rozumiałem, czemu moja przekąska nie ucieka. Lekko szturwałem to łapą, ale nie wydawało się jakby, potrafiło się w jakikolwiek sposób przemieszczać. Nie stwarzało zagrożenia, postanowiłem po prostu zostawić to coś w spokoju i iść sobie dalej. Jedak, gdy tylko się oddaliłem, zaczęło znowu głośno wyć. Chciałem się cofnąć, ale w sumie co ja bym z tym czymś zrobił. Wziąłem głęboki oddech i postanowiłem powoli zawracać do reszty watahy. Wszyscy powoli schodzili się na posiłek, jeszcze nie znałem tutejszych manier. Nie byłem jakoś super głodny, poczekałem, aż wszyscy się poczęstują. Podszedłem, oderwałem sobie kawałek jelenia i położyłem się nieco dalej. Lubiłem w spokoju zjeść. Nie spieszyłem się, gdy obgryzłem całe mięso, zabrałem się za kości. Lubiłem ten gruchot.
Usłyszałem, że ktoś powoli zbliża się do mnie, już miałem wizje, jak mój spokojny posiłek dobiega końca. Jednak to była Asche. Tak zrobiłem z siebie głupka w jej oczach. Moje zdziwienie było ogromne, gdy rzuciła mi kolejny spory kawał mięsa. Nie wiedziałem jak mam się zachować, co odpowiedzieć. Spojrzałem na nią, chciałem się uśmiechnąć, ale nie było mnie na to jednak stać, moja mina była obojętna. Nie chciałem jeszcze bardziej jej do siebie zrazić. Wystarczył tamten jeden incydent. Jednak przydałoby się coś odpowiedzieć miłego. Jakieś grzeczne słowo, nieśmiało wydusiłem więc z siebie dźwięk
- Dziękuje... nie musiałaś, ale doceniam. - nie byłem pewny czy to zabrzmiało miło.
Asche zajęła miejsce niedaleko mnie, odpoczywając po posiłku. Ja zaś nie pogardziłem tym kawałkiem, który mi podała. Cały czas zastanawiałem się co mam zrobić z tym, żywym znaleziskiem. Mój dylemat polegał na tym, czy zjeść kosmitę, czy zostawić na pewną śmierć. Musiałem tym z kimś podzielić. Gdy skończyłem, wstałem, przeciągnąłem się i podszedłem do wadery.
- Mogłabyś iść ze mną? - spytałem niepewnie.
- Gdzie i po co?
- Znalazłem coś, chciałbym ci pokazać i spytać o radę.
- No dobra.
Powoli oddaliliśmy się od reszty watahy, która odpoczywała po sytym posiłku. Do naszych uszu dobiegł ten irytujący dźwięk płaczu. Poszedłem przodem i rozchyliłem gałęzie. Asche zajrzała i wydawała się równie zdziwiona co ja.
- Co to jest?
- Kosmita chyba - stwierdziłem.
- Okey... o co chciałeś spytać?
- Myślisz, że to jadalne? To nie chodzi, jest bezbronne, wydaje dziwne dźwięki, pewnie umrze, wydaje się młodym stworzeniem. Można by ukrócić to i zjeść. Chyba że masz jakieś inne rozwiązanie.

                                                                      Asche?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS
x x x x x x x.