Było
mi głupio i niezręcznie. Gdy samica zniknęła z mojego pola
widzenia, powróciłem do samotnego zwiedzania. W chwili moją uwagę
przykuło coś dziwnego. Zatrzymałem się, wytężyłem lekko wzrok,
nieświadomi wydałem z siebie gardlany warkot. Powoli zbliżyłem
się do tego czegoś, pachniało bardzo dziwnie. Nigdy wcześniej nie
widziałem czegoś podobnego. Chwyciłem przedmiot w zęby, zacząłem
gryźć i szarpać. Ponownie obwąchałem go i wtedy moje oczy
zakręciły się, aktywując zdolność. Moja sierść najeżyła
się, zapach nie dawał mi spokoju, pobiegłem więc za tropem. Wtedy
usłyszałem głośny płacz. Stanąłem. Skierowałem wzrok prosto w
zarośla, powoli zbliżyłem się i rozchyliłem gałęzie. Zawinięte
w białą szmatkę, ruszające się, ryczące coś. Ostrożnie
powąchałem. Kosmita złapał mnie za nos jedną kończyną a drugą
za sierść, ale przestał wydawać z siebie irytujący dźwięk.
Odskoczyłem jak poparzony, jednak po chwili ciekawość ponownie
wzięła górę i zacząłem znowu dokładnie obwąchiwać
stworzenie.
Odruchowo oblizałem się i pociekła mi ślinka. To
coś zaczęło wydawać z siebie jeszcze dziwniejszy dźwięk, jakby
śmiech. Nie rozumiałem, czemu moja przekąska nie ucieka. Lekko
szturwałem to łapą, ale nie wydawało się jakby, potrafiło się
w jakikolwiek sposób przemieszczać. Nie stwarzało zagrożenia,
postanowiłem po prostu zostawić to coś w spokoju i iść sobie
dalej. Jedak, gdy tylko się oddaliłem, zaczęło znowu głośno
wyć. Chciałem się cofnąć, ale w sumie co ja bym z tym czymś
zrobił. Wziąłem głęboki oddech i postanowiłem powoli zawracać
do reszty watahy. Wszyscy powoli schodzili się na posiłek, jeszcze
nie znałem tutejszych manier. Nie byłem jakoś super głodny,
poczekałem, aż wszyscy się poczęstują. Podszedłem, oderwałem
sobie kawałek jelenia i położyłem się nieco dalej. Lubiłem w
spokoju zjeść. Nie spieszyłem się, gdy obgryzłem całe mięso,
zabrałem się za kości. Lubiłem ten gruchot.
Usłyszałem, że
ktoś powoli zbliża się do mnie, już miałem wizje, jak mój
spokojny posiłek dobiega końca. Jednak to była Asche. Tak zrobiłem
z siebie głupka w jej oczach. Moje zdziwienie było ogromne, gdy
rzuciła mi kolejny spory kawał mięsa. Nie wiedziałem jak mam się
zachować, co odpowiedzieć. Spojrzałem na nią, chciałem się
uśmiechnąć, ale nie było mnie na to jednak stać, moja mina była
obojętna. Nie chciałem jeszcze bardziej jej do siebie zrazić.
Wystarczył tamten jeden incydent. Jednak przydałoby się coś
odpowiedzieć miłego. Jakieś grzeczne słowo, nieśmiało wydusiłem
więc z siebie dźwięk
-
Dziękuje... nie musiałaś, ale doceniam. - nie byłem pewny czy to
zabrzmiało miło.
Asche
zajęła miejsce niedaleko mnie, odpoczywając po posiłku.
Ja zaś nie pogardziłem tym kawałkiem, który mi podała. Cały
czas zastanawiałem się co mam zrobić z tym, żywym znaleziskiem.
Mój dylemat polegał na tym, czy zjeść kosmitę, czy zostawić na
pewną śmierć. Musiałem tym z kimś podzielić. Gdy skończyłem,
wstałem, przeciągnąłem się i podszedłem do wadery.
-
Mogłabyś iść ze mną? - spytałem niepewnie.
-
Gdzie i po co?
-
Znalazłem coś, chciałbym ci
pokazać i spytać o radę.
-
No dobra.
Powoli
oddaliliśmy się od reszty watahy, która odpoczywała po sytym
posiłku. Do naszych uszu dobiegł ten irytujący dźwięk płaczu.
Poszedłem przodem i rozchyliłem gałęzie. Asche zajrzała i
wydawała się równie zdziwiona co ja.
-
Co to jest?
-
Kosmita chyba - stwierdziłem.
-
Okey... o co chciałeś spytać?
-
Myślisz, że to jadalne? To nie chodzi, jest bezbronne, wydaje
dziwne dźwięki, pewnie umrze, wydaje się młodym stworzeniem.
Można by ukrócić to i zjeść. Chyba że masz jakieś inne
rozwiązanie.
Asche?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz