Skrzywiłam się z lekka. Co to za tłumaczenie? Rozumiem mieć problemy z samokontrolą, ale żeby obcej babce wpychać język do gardła?
Oklapłam ciężko na ziemi przed leżącym basiorem.
- No dobra, dziwaku. Nic większego się nie stało, ale możesz spróbować wziąć się za siebie i nie napadać obcych chodzących po lesie. Jesteś tu nowy, tak?
- Tak. - odpowiedział Anzai i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Tak po prawdzie ja też należę do nowych. Jestem tu od niedawna, ale wczułam się już w swoje obowiązki i dlatego tak mi zależało aby cię zatrzymać. - wytłumaczyłam, lekko gestykulując.
- To zrozumiałe... - basior umknął gdzieś wzrokiem. - Robisz, co do ciebie należy.
- Owszem i zapewne ty również powinieneś. Póki co nie ma zbytnio jak pracować wraz z innymi osobami obsadzonymi na tym samym stanowisku, dlatego i ty i ja musimy pracować ciężej aby utrzymać bezpieczeństwo na najwyższym poziomie.
Podniosłam się z ziemi i wyprostowałam grzbiet. Nie było sensu tyranizować Anzaia za sytuację sprzed chwili. Widać było po nim, że jest osobą ze swoimi sekretami. Ta aura wprost od niego biła, ale nie była zniechęcająca. Może po prostu potrzebował czasu aby oswoić się ze samym sobą?
Powstrzymałam westchnienie. Też ciągle szukałam swojego prawdziwego ja. Zrobiłam kilka kroków w kierunku Leża, do którego zmierzałam.
- Gdy chcę zająć czymś głowę, dużo trenuję. - rzuciłam. - Może spróbuj zatracić się w swoich zajęciach, aby lepiej zrozumieć swoje instynkty. Wysiłek fizyczny to nasz przyjaciel.
Ruszyłam przed siebie, czując na sobie wzrok basiora. Idąc obróciłam się przez ramię i puściłam mu oczko.
- Może tobie też pomoże. - dorzuciłam na odchodne i ruszyłam dalej nie wiedząc nawet czy samiec cokolwiek odpowiedział.
Szłam energicznym krokiem przez las, aż minęłam potężne drzewo pod którym ukryte było zejście do Podziemia. Patrolowałam już dzisiaj tereny za rzeką, ale zamierzałam przećwiczyć poruszanie się po podmokłym terenie, na którym nie czułam się równie pewnie co na suchej skale.
Oddalając się od miejsc łatwych do obserwacji przyczaiłam się w krzewach i z pomocą moich zdolności uformowałam w pobliżu kilka piaskowych postaci.
Przymknęłam oczy aby skupić się na tej, która powstała najbliżej. Wąsy i wyczulone zmysły pomogły mi ocenić odległość i najlepszą drogę na szybkie dotarcie do celu.
Uniosłam zad i skupiając się na stabilności łap wyprułam przed siebie.
Ziemia była wyczuwalnie miększa, ale nie wolno było mi się poślizgnąć. Prostowałam ogon aby dobrze złapać równowagę, łapy sprawnie odbijały się od ziemi, pazury mocno ugniatały grunt i wówczas... wpadłam w zakręt.
Kurs ogona okazał się być zbyt prostolinijny, równowaga i ciężar ciała w przednich kończynach zawiódł. Zdążyłam tylko zacisnąć kły i runęłam jak długa burząc piaskową rzeźbę.
Cholera, wciąż nie trzymałam pionu.
Powtórzyłam próby z kolejnymi rzeźbami. Usiłowałam zwalniać, przyśpieszać, korzystać z wybicia z tylnych łap, ale na cztery próby blisko skuteczności była zaledwie jedna z nich. Potrzebowałam dociążyć ciało, poprawić swoją mobilność mięśniową ale to wszystko wymagało czasu.
Zmachana powoli oddelegowałam się przez las, wycieńczona schodząc do podziemnego leża na popołudniowy posiłek.
Póki co było nas mało, dlatego pożywialiśmy się niewielką ilością zwierzyny, na którą polował Russel. Nie mogłam się doczekać posiłku, mój upór zdążył mnie zmęczyć i marzyła mi się szybka regeneracja przed wieczornym patrolem. Kiedy przekroczyłam jaśniejącą szeroką szczelinę i moim oczom ukazało się leże, poczułam lekkie spięcie.
Kiedyś posiłki jadałam ze swoją rodziną, ale teraz to te wilki miały zająć jej miejsce.
- Asche! - usłyszałam w górze i spojrzałam na Russela, który powoli opadał spod wysoko położonego sklepienia leża. - W samą porę!
- Nauczono mnie, że nie należy się spóźniać. - powiedziałam i idąc tropem szybującego samca zajęłam miejsce przed płaską skałą znajdującą się w dolnej kondygnacji jaskini, przed którą wyrastał gigantyczny blok skalny, w którym znajdowały się leża.
Centurion, Universe, Nairin i Anzai schodzili się właśnie w kierunku świeżo przetransportowanego dorodnego samca jelenia, którego ciepłe jeszcze mięso napędzało ślinę do ust.
- Dzień dobry! - zawołała z daleka Universe idąca obok swego brata i wszyscy delikatnie skłonili głowy w ich stronę.
Russel zajął miejsce obok Alf i wszyscy przystąpili do spożywania posiłku. Każdy odrywał sobie solidny kawał mięsa i zjadał go w spokoju. Universe dyskutowała w ożywieniu z Nairinem, odrzucając skórki na bok, w stronę basiora, który być może za nimi przepadał.
Centurion i Russel pogrążyli się wyglądającej na oficjalną rozmowę i ich mięso cierpliwie czekało, aż zwrócą na nie uwagę. Przełykałam spore kęsy, przytrzymując mięso łapami. Leżałam wygodnie omiatając zgromadzonych wzrokiem, gdy moje spojrzenie zatrzymało się na tym samym samcu, którego spotkałam dziś rano.
Leżał tyłem do reszty i jadł w spokoju, ale miałam nieodparte wrażenie, że powoli kończy. Był rosły, nie mógł więc pościć. Z mojego gardła wyrwał się głęboki pomruk. Zupełnie jak z moimi braćmi.
Porwałam z ziemi obfity kawałek mięsa i przełknęłam go z satysfakcją chrupiąc chrząstki.
Podniosłam się, zbliżyłam do jelenia, z którego każdy mógł spokojnie wziąć dokładkę i oderwałam bogaty w tłuszcze kawał pokarmu z uda.
Zaciskając mocno kły, odwróciłam się w stronę leżącego tyłem basiora i stanęłam koło niego.
Zanim zdążył podnieść wzrok, upuściłam z donośnym plaśnięciem kawałek mięsa, które przyniosłam.
- Masz. To coś odpowiedniego dla wilka twoich rozmiarów. Nie możesz przecież opaść z sił. - rzekłam i uniosłam brew, gdy samiec spojrzał na mnie z dołu.
Anzai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz