Nadzieja jest jak długo wyczekiwana pierwsza gwiazda na niebie i chociaż później rozmywa się w ciągu dnia, jej blask jeszcze długo ogrzewa nasze serca

piątek, 17 kwietnia 2020

Anzai

Pomimo moich wielkich obaw życia w społeczeństwie przybyłem do Pack of Stars. To jak pchanie się do prawdziwego świata pełnego pokus. Zycie samotne jest o tyle dobre, że nie łatwo trafić na krwawiącego wilka, szczególnie gdy unika się kontaktu z potencjalnymi ofiarami. Na szczęście opanowałem przygotowywanie sobie środków uspokajających a, jako że na tym terenie miałem pod dostatkiem produktów nie musiałem obawiać się, że zabraknie mi do nich dostępu. Decyzja o przyłączeniu się była dobrze przemyślana wcześniej. Gdy przekroczyłem granice, mój nos poprowadził mnie prosto do Alfy. Na mój widok samiec od razu się poderwał i wyszedł mi naprzeciw. Wysoki, szczupły wilk o mało spotykanej szacie długim puszystym ogonie. Wydawał się delikatny, ale było w nim, coś, co przyciągało uwagę, sam nie byłem w stanie określić, co sprawia, iż wygląda tak majestatycznie.
- Witaj, co cię tutaj sprowadza?
- Jestem Anzai, poszukuje miejsce, gdzie mógłbym się zatrzymać.
- Pack of Fallen Stars to wataha, jak i rodzina, jeśli chcesz, przyjmiemycię.
Stałem się lekko niepewny, jeszcze raz zadając sobie pytanie, czy to dobra decyzja. Nie chciałem nikogo narazić.
- To miłe z twojej strony, że proponujesz mi to, ale może lepiej, abyś wiedział o czymś za nim, przekroczę granicę. - oznajmiłem.
- Więc słucham, co masz mi do powiedzenia?
- Mogę stwarzać zagrożenie dla reszty, jestem hybrydą demona.
- Tutaj nikt nie jest zwyczajny. - oznajmił ze spokojem.
- Zdaje sobie z tego sprawę, jednak mój problem jest poważny. Jestem krwiopijcą, gdy wyczuje lub zobaczę czerwoną substancję, która płynie w żyłach wilków, zmieniam się w obrzydliwą bestię.
- W takim razie zademonstruj mi to! - był poważny i pewny siebie.
- Tracę kontrolę nad sobą.
Samiec nie czekał na moje wyjaśnienia, wziął w łapę ostry kamień, po czym rozciął sobie kawałek łapy. Od razu poczułem pożądanie, moje oczy zaczęły robić się czerwone źrenice przypominać kształtek kocie. Język momentalnie się wydłużył tak samo, jak kły pazury. Teraz nie potrafiłem mówić tylko, wydawałem z siebie dziwne charczące dźwięki. Czułem jak wszystkie mięśnie, mi się napinają, myślałem tylko o jednym, to moja ofiara a ja pragnąłem jego krwi. Ruszyłem w jego stronę, w ostatniej chwili przebłysk świadomości sprawił, że sięgnąłem po strzykawkę, wbiłem ją sobie w brzuch, po czym sparaliżowany upadłem na ziemię, ciężko oddychając już po minucie, stałem się normalny, tylko nie mogłem się ruszyć. Samiec obserwował mnie ze zdziwieniem, po czym odparł.
- W ostatniej chwili udało ci się zrobić wszytko, aby się powstrzymać, przyjmuje Cię. Musisz mieć
stanowisko, które nie będzie narażało innych… jakie posiadasz moce?
- Sharingan kopiuje, przewiduje ruchu, mogę więzić innych w iluzjach, mam zwiększona percepcje dzięki temu. Uwolnienie błyskawic, ognia, ziemi, Yin.
- Masz dobry wzrok, szybka reakcje, co powiesz na patrolowanie terenów?
- Będę czuł się zaszczycony. - uśmiechnąłem się, po czym powoli zacząłem wstawać i usiłować odzyskać pion.
- Rozejrzyj się po terenach, mam nadzieję, że sobie poradzisz i nie natrafisz na niewinną ofiarę.
Skinąłem głowa, po czym przyłożyłem nos do ziemi i powoli udałem się na samodzielne poznane terenów swojego nowego miejsca zamieszkania. Były one piękne i rozległe, nie było tutaj dużo wilków, starałem się omijać wszystkich szerokim łukiem.
Niestety, choć bardzo bym się starał, nie zawsze wszystko idzie, tak jak powinno. Poczułem, że ktoś się zbliża, zastygłem, mój oddech stał się niespokojny. Oczy powędrowały w stronę wyłaniającej się sylwetki. Była krępa mocno zbudowana puchata samica o ognistej barwie futra, jej pysk i łapy były czarne. Szła pewnym krokiem w moją stronę, zastygłem w miejscu, rozejrzałem się do około szukając manewru, aby zejść jej z drogi. Szybkim ruchem odbiłem w prawo, zmieniając tym samym kierunek wędrówki.
- Ej ty zaczekaj! - usłyszałem krzyk.
Stanąłem jak wryty, odwróciłem się, postać stała kilka metrów za mną gapiąc się zaciekawiona. Obróciłem się całkiem w jej stronę i usiadłem, patrząc na nią pytająco.
- Nie wyglądasz na takiego co by, się bał, a tak się zachowujesz - mruknęła.
- Nie chce tylko abyś podchodziła zbyt blisko.
- Jak ci na imię?
- Anzai, a tobie?
- Asche… czemu mam nie podchodzić?
- Będę się bardziej komfortowo czuł po prostu.
- Jasne, czym się zajmujesz?
- Jestem… ja po prostu patroluje teren.
- Ja jestem zwiadowcą w sumie trochę podobne zajęcie.
Poczułem, jak znowu zaczynam się przemieniać. Skoczyłem na Ashe, przyszpiliłem do ziemi i wtedy dostrzegłem otarcie na jej pysku, lekko przekrwawione, polizałem je, po czym nie wiedząc, dlaczego wepchnąłem jej swój język do pyska. To tylko pogorszyło sprawę, fartem jedna ze strzykawek wbiła się w moje ciało. Poczułem jak robię się ciężki, wadera zepchnęła mnie z siebie. Po czym zaczęła się drzeć. Znowu stawałem się wilkiem.
- Powaliło cię, co ty odwalasz!
Zrobiło mi się głupio, spuściłem głowę, zacisnąłem kły. Było mi głupio i wstyd z tego powodu. Ta sytuacja nie powinna się zdarzyć, nie powinna mieć miejsca.
- Przepraszam... ja nie chciałem... nie panuje nad tym. - Leżałem, gapiąc się w ziemie.
                                                              Asche? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Agata | WS
x x x x x x x.