Szłam z wysoko uniesioną głową i zadowoleniem wymalowanym na pysku. Samiec, którego sprowadziłam był zachwycony tym co nas otaczało. Czułam się pełna radości i dumy, zupełnie jakby to za moją sprawą podziemny urok dotarł do jego serca. Moje wnętrze wypełniała radość, tak właśnie wyobrażałam sobie uczucie mojej mamy, która sto lat temu również prowadziła nowe wilki tymi korytarzami. Jak można było nie pokochać takiego uczucia?
Z każdą chwilą rozsmakowania w tym przeżyciu czułam się co raz bardziej przywiązana do stanowiska Alfy, choć byłam nią tak naprawdę przez zaledwie jeden dzień!
Wejście do Leża stało przed nami otworem. Wyprzedziłam białofutrego samca i zasłoniłam sobą centralną część wejścia. Nairin uniósł brew w geście zdziwienia.
- A to co za część artystyczna? - zapytał z uśmiechem.
Pokazałam mu język, zupełnie nie przejmując się jego zadziorną uwagą.
- Witaj w miejscu, w którym panuje spokój i harmonia. W domu dla wszystkich istot jasności. - wyrecytowałam z dumnie uniesioną głową i cofnęłam się, wykonując przed tym teatralny półukłon.
Odsłoniłam Nairinowi jasną przestrzeń pełną miedzianych skał, na których kwitły porosty, a z ich szczytów wąskimi strumieniami lała się woda. Światło podobne do słonecznego przedzierało się poprzez wysokie i bujne drzewa, a płyty skalne wyrastały z płytkiej wody o malachitowym kolorze.
Leże jaśniało zieleniami lian i obszernych koron drzew, w których pogwizdywały ptaki.
Było tu mnóstwo miejsca na odpoczynek i cieszenia oka uspokajającym krajobrazem.
Spojrzałam na Nairina, który z uchylił wargi i z szeroko otwartymi oczyma patrzył przed siebie, omiatając wzrokiem każdą z gałęzi i skał.
- Ten monumentalny blok z kamienia, który widzisz przed nami to właśnie centralna część Leża, w której znajdują się kondygnacje jaskiń, które są zdolne pomieścić całe setki wilków! - opowiedziałam zgodnie z prawdą. - Na samej górze, tam gdzie widać po prawej stronie stromą ścieżką swoją jamę ma mój brat, poziom niżej, na tym dużym występie widać wejście do mojej jaskini. Jeszcze niżej, bardziej po lewej i trochę pod występem, z którego spływa woda znajduje się wejście do jaskini samca Beta, a tam, na dole, przed tą wolną i otwartą przestrzenią w tej ogromnej wnęce znajduje się wejście do jaskiń głównych, wspólnego leża dla wszystkich członków Watahy!
- Universe, to miejsce jest niesamowite! - Nairin uśmiechnął się do mnie i czułam, że podziela cały mój entuzjazm.
- Chodź, nie ma na co czekać! - zawołałam z chichotem i pognaliśmy w dół drogi, aby jak najszybciej znaleźć się u stóp leża.
Rozchlapywaliśmy wodę i przeskakiwaliśmy ponad skałkami jak małe dzieci, nie mogłam powstrzymać radości, jaka rozpierała moje serce w tamtej chwili.
Nairin był zupełnie swobodny i taki rodzaj zabawy zdawał się być dla niego zupełnie naturalny. Mimo, iż byłam wiele lat starsza, czułam się przy nim jak przy swoim rówieśniku.
Zahamowaliśmy ostro na obszernej płycie skalnej, która ścieliła się przed górującym ponad nami wejściem do wspólnych jaskiń. Wpadliśmy tam z lekkim zakrętem, aż łapy drżały od podtrzymywania równowagi.
Oddychaliśmy ciężko patrząc na siebie i śmiejąc się półgębkiem.
- Universe? - usłyszałam nagle i natychmiast podniosłam głowę.
Ten mocny, głęboki tembr głosu należał do mojego brata, który właśnie schodził z górnych partii leża. Jego eteryczne futro falowało wokół niego, a na szyi ciążył mu mosiężny klejnot. Szedł wyprostowany, a przy tym swobodny. Nawet mimo bycia jego siostrą czułam się przy nim taka malutka i nieistotna, zupełnie jakby Centurion skupiał w sobie całą potęgę wszechświata.
Dostrzegłam, że Nairin natychmiast spoważniał i gdy mój brat zszedł ze skał i ruszył w moją stronę, w łagodny sposób pochylił łeb podobnie jak zrobił to wtedy, gdy spotkał mnie na granicy.
Uśmiechnęłam się leciutko do brata. Widział nasz sprint, a ja wiedziałam dobrze, że nie jest fanem takich rozrywek.
- Cześć braciszku. - rzuciłam na ile swobodnie się dało. Mój brat był jednak w pełni skupiony na białym basiorze, który stał przed nim.
- A więc to jest ten wilk, który do nas przybył. - rzekł. - Jak cię zwą?
- Nairin. Nairin Biangeal z Watahy Snów. Przybyłem tutaj ubiegać się o członkostwo w twoim stadzie. - Nairin wyprostował kark i patrzył na mojego brata z powagą i uprzejmym, choć dużo poważniejszym tonem i postawą.
- Tak myślałem. - odrzekł rzeczowo Centurion. - Nazywam się Centurion i jestem samcem Alfa. Moją siostrę, Universe już poznałeś. Droga z granicy tutaj trochę wam zajęła... - złapałam zimną iskierkę w jego głosie. - Nieobecny jest aktualnie basior Beta, ale z pewnością go nie przeoczysz, gdy już się pojawi. Chodźmy, opowiesz mi co nieco o sobie.
Centurion nie czekając ruszył w stronę leża. Nairin zrobił krok za nim po czym zerknął na mnie z miną wołającą o pomoc.
Przewróciłam oczami i machnęłam na niego łapą. No idź, przecież cię nie zje, pomyślałam, i usiadłam przed wejściem cierpliwie czekając na powrót samca.
To rutynowa seria pytań, przydzielenie stanowiska i takie tam pierdółki, nad którymi mój brat ubóstwiał się rozwodzić. Dla niego bycie Alfą opierało się na stanowczości i rzeczowym spełnianiu swoich obowiązków. Zapewne miał dużo racji, ale gryzło mnie, że ta pozycja w ogóle nie daje mu radości.
Może i wyglądał na chłodnego, jak i często się tak zachowywał, ale znałam go najlepiej na świecie i doskonale wiedziałam, że ma w sobie mnóstwo ciepła i wrażliwości. Pechowo, to miejsce nie było dla niego równie piękne co dla mnie. Centurion marzył o powrocie do domu, a nie władaniu watahą, która znajdowała się całe setki lat świetlnych od naszej krainy. No nic, pozostawało tylko mieć nadzieję, że to mu się kiedyś zmieni.
Obróciłam się w stronę wejścia, ale po samcach nie było śladu. Ciekawiło mnie jakie stanowisko zajmie Nairin i musiałam koniecznie zapytać go o to całe nazwisko. Nairin Biangeal.
Czy on każdemu zamierza się tak przedstawiać?
Nairinie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz